Mamy w Nowolipsku nową świecką tradycję. Żeby codzienna szarzyzna była mniej szara, żeby bardziej chciało nam się tu być, żeby było ciekawiej i weselej, a my dla siebie trochę lepsi i bardziej wyrozumiali postanowiliśmy, że codziennie na odprawie wyznaczona osoba rzuci pomysł na to, w jaki sposób spędzimy dzień. Następnego ranka opowiemy sobie czy i jak udało nam się wykonać zadanie, a kolejna osoba przejmie pałeczkę i wymyśli następny temat. Banalnie prosty zabieg, którego efekty widoczne są niemalże natychmiast.
Pierwszego dnia, w piątek 15 lutego, postanowiliśmy robić sobie żarty. Niezły mieliśmy ubaw. Każdy każdemu chciał wykręcić jakiś numer. Dowcipnisie prześcigali się w pomysłach na psikus. Ludność była czujna. Niemało wysiłku trzeba było włożyć, żeby dowcip się udał. Śpiącemu po nocce cieciowi wprowadzono do pokoju kozę, ktoś nakleił prezesowi na plecach kartkę z napisem „KOPNIJ MNIE”, terapeucie zaspawano drzwi do garażu. Komuś wyniesiono z pokoju łóżko, ktoś inny znalazł pod kołdrą siano ze stajni. I o dziwo – nikt nie strzelał fochów, nikt się nie obraził.
Sobotę, 16 lutego, ogłosiliśmy dniem życzliwości. Zwykle zdawkowo mili i raczej oszczędni w prawieniu sobie uprzejmości staraliśmy się, żeby dzień upłynął w przyjaznej atmosferze. I wychodziło. Czasem lepiej, czasem gorzej, trochę na siłę i nie raz wbrew sobie, ale jednak. Zewsząd wysyłano eksperymentalne sygnały dobra.
A potem na parę dni zapomnieliśmy o postanowieniu. Poniedziałkowy dzwon w trakcie odprawy uruchomił lawinę pretensji i żali, spowodował, że odpuściliśmy sobie zapominając, że można postępować inaczej.
Aż do środy, kiedy to terapeuta, (ten sam, któremu zaspawaliśmy drzwi), na wieczornej społeczności przypomniał i upomniał nas, że szastamy danym słowem, że obietnice, które składamy nie są nic warte, skoro trudno ich dotrzymać w tak prostej sprawie.
W czwartek, 21 lutego, prezes społeczności wyznaczył więc nowe zadanie dnia – zwracajmy się dziś do siebie uprzejmie – powiedział – używajmy trzech magicznych, według niego słów: proszę, dziękuję, przepraszam. I znów pozornie prosta rzecz sprawiła wielu z nas mnóstwo kłopotu. Niektórzy czarowali z lekkością motyla, inni z gracją ważki, a byli i tacy, co jak trzmiele w szaleńczym locie, odpowiadali spier…. , zamiast – nie, dziękuję.
W piątek, 22 lutego, robiliśmy dla siebie coś dobrego i to zupełnie bezinteresownie. Dodatkowo w czasie drugiego śniadania Leszek wylosował trzy osoby, które podczas obiadu przeczytały napisane przez siebie wiersze o Nowolipsku. Była niezła zabawa. Różnie można było potraktować bezinteresowność. Ktoś charytatywnie przechadzał się korytarzem, a ktoś inny pomagał w zdaniu kuchni. Zwykły uśmiech, gest, błysk w oku wystarczał za podziękowanie. Radosny nastój utrzymywał się do końca dnia.
W sobotę, 23 lutego, Maniek zażyczył sobie, abyśmy tego dnia zwracając się do siebie, nie wytykali sobie i nie wyciągali starych haków. Hmm… Trudno było się powstrzymać, zwłaszcza podczas udzielania sobie informacji na społeczności. Zdaje się, że to nasza narodowa przypadłość – dowalić drugiemu, wyciągając zaprzeszłe sprawy.
Niedzielę, 24 lutego, uczyniliśmy dniem prawienia sobie komplementów.
W poniedziałek, 25 lutego, rzucono hasło, żeby tego dnia nie przeklinać. O kur… – odezwały się głosy z sali. Nie używać w zdaniu przecinków ? Zadanie dość karkołomne, bo choć starano się nie nadużywać wulgaryzmów, to mało prawdopodobne, żeby przyjęło się używanie na co dzień zwrotów „motyla noga”, „jasny gwint”, „kurcze blade” zamiast swojskiego „kur… mać”.
We wtorek, 26 lutego, życzeniem Adama było aby nie wzywać w czasie pracy społeczności i wszystkie sprawy spróbować załatwiać osobiście, twarzą w twarz. Prośbę Adama uszanowaliśmy. Społeczności interwencyjnych nie było. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że ludzie faktycznie czyścili relacje na bieżąco i wczorajsze milczenie nie odbije się czkawką na społecznościach środowych.
Środę 27 lutego, Julia ogłosiła dniem dawania dobrego przykładu. „Mamy działać tak, żeby jeden czerpał z drugiego” – powiedziała. Według Julki, nie wszystko wyszło po jej myśli. „Ja starałam się dać z siebie jak najwięcej. Nie obijałam się w pracy i cieszyłam się, kiedy widziałam, że inni też przykładają się do tego co robili” – stwierdziła następnego dnia na odprawie.
28 lutego – dzień radosnych integracji. Pomysłodawcą była Sylwia. Wieczorem, po kolacji, na której zostaliśmy obdarowani karteczkami w trzech kolorach – niebieskim, wskazującym tego, kto uczestniczy we wszystkich integracjach, zielonym, oznaczającym, że ktoś umie się bawić średnio i czerwonym dla tych, którzy nie chcieli się integrować wcale, rozpoczęły się rozmaite zabawy. Do późnych godzin nocnych dom tętnił życiem. Nowicjusze nie mieli ciszy, mogli wypić kawę i niemalże do rana rozproszeni po całym domu ludzie rozmawiali, grali, wspólnie spędzali czas. I nikt nie zaspał na bieg następnego dnia !!!! „Wspólna integracja pozwoliła mi na głębsze poznanie samej siebie i reszty społeczności, dowiedziałam się mnóstwa nowych i fajnych rzeczy o ludziach, z którymi żyję na co dzień” – powiedziała Sylwia następnego dnia.
1 marca – dzień mówienia sobie prawdy, wymyślony przez „Jadźkę” Ewelinę. „Wymyślając taki temat chciałam, żeby każdy ze społeczności miał odwagę powiedzieć drugiej osobie co o niej myśli, nie owijając w bawełnę. Zauważyłam, że wiele osób próbowało być szczerym, ale nie każdemu to wychodziło. Mi ten dzień pokazał, że mówienie prawdy nie jest takie proste”.
2 marca – dzień bycia wprost według pomysłu Roberta. „Chciałem, żeby tego dnia ludzie bez lęku decydowali się mówić innym jak do nich mają – powiedział. Myślę, że wiele osób przełamało się i poprawiło sobie wzajemne relacje. Ja osobiście bardzo z tego skorzystałem”.
3 marca – zgodnie z urodzinowym życzeniem Michała w niedzielę domownicy mieli spełniać najróżniejsze prośby nowicjuszy
4 marca – przerwa, dzień bez tematu
5 marca – Michał Pinokio ogłosił wtorek dniem świra.
6 marca – Ewka powiedziała, że chciałaby aby środa była dniem bez krzyku.
7 marca – w czwartek Marcin powiedział, że życzyłby sobie, żebyśmy w niewymuszony sposób robili dobre rzeczy, bez potrzeby rozliczania się z tego następnego dnia, żebyśmy spróbowali dostrzec, jak wiele dobrych uczynków czeka tylko na spełnienie – trzeba tylko chcieć je zobaczyć.
8 marca – Sebo „Bokser” chciał, aby w piątek każdy ,(domownik z nowicjuszem, monarowiec z domownikiem, nowicjusz z monarowcem), znalazł taki moment, żeby usiąść i wypić wspólnie herbatę lub kawę, żebyśmy poświęcili sobie trochę czasu.
9 marca – sobotę Bartek nazwał dniem podawania dłoni.
10 marca – w niedzielę Makło zarządził dzień kłamania.
11 marca – w poniedziałek Mariusz poprosił, żebyśmy byli dla siebie życzliwi.
12 marca – we wtorek Piotrek wymyślił, żebyśmy opowiadali sobie dowcipy. Ten dzień był szczególny ze względu na to, że na społeczności planowej jeden z naszych kolegów – Karol – prosił o ostatnie informacje, kończące jego leczenie. „Nasze głowy były zaprzątnięte czymś innym niż temat dnia, dlatego nie wszyscy o nim pamiętali. Ale i tak uważam, że się udało i cieszę się, że przynajmniej niektórym sprawiło frajdę opowiadanie dowcipów” – skonstatował Piotr.
13 marca – w środę Wojtek poprosił, żebyśmy spróbowali pozałatwiać sprawy, które nam ciążą we wzajemnych relacjach, żebyśmy zechcieli spróbować się pojednać. „Tego dnia miałem opiekę nad Kaczorem i niewiele mnie było na domu, ale po południu kilka osób powiedziało mi, że wyjaśnili sobie trudne i niezałatwione sprawy, a nawet w jednym przypadku doszło do prawdziwego pojednania. Sam tego dnia nie załatwiłem nic, ale w czwartek odważyłem się na szczerą rozmowę z kimś, kogo zrozumiałem i wysłuchałem, choć niekoniecznie się z nim zgodziłem.”
14 marca – w czwartek Grażyna zarządziła pracę do 14 – tej, a wieczorem spotkanie na sali społeczności, poświęcone zachowaniom negatywnym, z którymi najtrudniej nam walczyć, które były naszym kłopotem w życiu, a które zmieniły się lub ulegają zmianie podczas leczenia. „Ci, którzy są ponad rok niech wskażą, co przepracowali i co mogą uznać za trwałą zmianę. Domownicy ze stażem krótszym niż rok niech powiedzą, z czym nadal borykają się na terapii, a nowicjusze mogą powiedzieć o trzech zachowaniach negatywnych, których nadal nie są w stanie przeskoczyć” – poprosiła Grażyna.
15 marca – piątek Magda ogłosiła dniem „zdrowej rywalizacji”. „Chciałabym, abyśmy tego dnia spojrzeli z zazdrością na siebie nawzajem i pomyśleli – Ejże, taki jesteś w tym dobry? Hola, hola, ja mogę być jeszcze lepszy! Też tak chcę! – i spróbowali zrobić czegoś więcej, albo lepiej niż ktoś inny. To może być wszystko. Więcej informacji na sali społeczności, więcej pracy w pracy, więcej odwagi i otwartości niż zazwyczaj i w porównaniu z kimś, kto ma takie właśnie cechy. Takie mam życzenie na dziś” – powidziała Magda. Rywalizowano na różne sposoby. Tomek chciał być lepszy od innych podczs gry w karty, a Bolek poganiał Kaczora do pracy i to on nadawał rytm temu, co robili, a nie odwrotnie, jak to zwykle bywa. „Najlepiej wychodziło mi ściganie się z samym sobą” – podsumował na odprawie miniony dzień Grzesiek.
16 marca – sobota została nazwana dniem dowcipnych pseudonimów. „Wymyślajmy dziś dla siebie śmieszne ksywy” – zadecydował Staszek.
17 marca – niedziela tradycyjnie jest dniem bez hasła
18 marca – w poniedziałek Grzesiu poprosił nowicjuszy o zadawanie domownikom pytań. Najbardziej wypytywanym był sam autor tematu dnia i to głównie o sprawy związane z funkcją gospodarza. I z żadnego z nich nie mógł się wykręcić !!!
19 marca – Michał „Kiełbasior” na wtorkowej odprawie zarządził, że jako kierownik pracy zezwala na „legalną bajerę” podczas pracy.
20 marca – odpuszczenie, nikt nic nie wymyślił.
21 marca – pierwszego dnia wiosny, w czwartek, Przemek wymyślił, żebyśmy popołudnie spędzili na graniu ze sobą w gry planszowe.
22 marca – w piątek Radek poprosił, żebyśmy posyłali sobie uśmiechy.
23 marca – sobotę Bolek ogłosił dniem wzajemnej dezinformacji.
24 marca – niedzielna lipa
25 marca – poniedziałek został nazwany przez Alfreda dniem galopu
26 marca – we wtorek Leszek powiedział, żebyśmy w nasze rozmowy wplatali przyjemne wspomnienia z dzieciństwa
27 marca – na środę wyznaczony był Tomek, ale zapomniał o życzeniu i jego pomysł przeszedł na czwartek
28 marca – w czwartek Tomek powiedział, że fajnie by było gdyby ludzie robili sobie kawały.
Piątek, sobota, niedziela i poniedziałek przypadały na czas przygotowań przedświątecznych i Świąt Wielkiej Nocy. Nie bardzo był czas na wymyślanie haseł i tematów dnia. Lecz paradoksalnie właśnie wtedy nowa świecka tradycja zaczęła żyć własnym życiem. Życzliwość, uprzejmość, chęć niesienia pomocy od tak, bez nakazu z góry pojawiły się w sposób naturalny